Jak już pisałem, do Ryana Wonga doszedł inny ex-Reatard, Steve Sleaze i razem nagrali debiutancki album wyprodukowany przez Jaya Reatarda. No i produkcja naprawdę zaskakuje - po takiej ekipie spodziewałem się sporej ilości garażowego hałasu i wściekłości, a tymczasem dźwięk jest tu dosyć przestrzenny i brzmienie absolutnie uszu nie rani, choć oczywiście brud całkiem nie zniknął. Całość to mocny i zadziorny, ale też dosyć przebojowy rock'n'roll ze śladami punkrocka. Słychać chwilami też coś innego - nieco psychodeliczne odjazdy, ale tutaj jeszcze dosyć nieśmiało (dopiero ostatnio poszli bardziej w tym kierunku, już praktycznie całkowicie odcinajac się od punkrocka; swoją muzyka nazywają teraz "desert rock"). Miejscami słychać wpływ Oblivians, a nawet Reigning Sound, za to Reatards już nie bardzo, a Wong coraz rzadziej drze ryja. Lub jeszcze inaczej, może bardziej przekonująco - mimo tych skojarzeń trzeba stwierdzić, że Tokyo Electron na tym wydawnictwie odnalazło swój własny styl. Jak dla mnie bomba. A w repertuerze miażdżące wykonanie utworu poppunkowych klasyków, the Plugz.
1. Hangman's Song
2. Electrify Me
3. Theyll Come For You
4. Yuma County
5. Darkside
6. Mis Ojos
7. Make Me Bleed
8. Dark Skin Lady
9. Im Worthy
10. I Cant Have You
11. When You Hear Me
12. Down On The River
waga: 55 mb
do posłuchania "Make Me Bleed"
http://www.megaupload.com/?d=USU6WE54
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.